– Muszę mieć w życiu cel – mówi w rozmowie z redaktorem Dawidem Szymczakiem z “Gazety Wyborczej” Aleksandra Dzierzkowska, mieszkająca w Koziegłowach wuefistka ze Sportowej Szkoły Podstawowej nr 14 w Poznaniu. W tym roku, przy trzecim podejściu, spełniła marzenie: wygrała nowojorski maraton w kategorii kobiet 55-59 lat. – Oszalałam, gdy na mecie powiedzieli mi, że wygrałam nie tylko swoją kategorię wiekową, ale byłam najlepszą Polką w ogóle. Poprawiłam swój rekord na tej trasie… Co tu dużo mówić, spełniłam swoje marzenie! – cieszy się Dzierzkowska.

Była ruchliwym dzieckiem. Do podstawówki chodziła na siódmą, choć lekcje zaczynały się godzinę później. – Tak akurat pracowali rodzice, więc wychodziłam z domu z nimi. Ale to lubiłam, bo przez godzinę biegałam z innymi dzieciakami. Tata był sędzią lekkoatletycznym, więc mnie zabierał na zawody i bawiłam się na stadionie. Nasiąkałam atmosferą rywalizacji – tłumaczy. – Przez 20 lat trenowałam wioślarstwo. Byłam w reprezentacji Polski, szło mi bardzo dobrze, miałam stypendium, ale zaszłam w ciążę i przez następne 14 lat skupiłam się na wychowaniu syna. Odeszłam od sportu, ale zaczęło mi w końcu brakować rywalizacji. No i w pasie było coraz więcej – śmieje się.

Zaczęła biegać równo 10 lat temu. Namówili ją znajomi, wkręciła się. Znów napędzała ją rywalizacja. – Tak już mam. Muszę udowodnić sama sobie, że mogę coś osiągnąć. To chyba przez to, że kiedyś byłam zawodowym sportowcem. Myślę też o tych wszystkich ludziach, którzy piszą do mnie na Facebooku, że trzymają kciuki i wierzą, że dam radę. No jak bym mogła ich zawieść? Są też tacy, którym muszę udowodnić, że jeszcze się nie skończyłam. To czasami też pcha do przodu – mówi Ola na łamach poznańskiego wydania “Gazety Wyborczej. Cały tekst można przeczytać TUTAJ.

fot. Aleksandra Dzierzkowska Facebook