Nakładem wydawnictwa „In Rock” z Czerwonaka ukazała się książka pt. „Z bocznej ulicy. Historia muzyki niegranej 1968-76” będąca hołdem złożonym grupom rockowym z tamtych lat, którym nigdy nie udało się przebić do mainstreamu. – Na każdy zespół, który zdobył międzynarodowy rozgłos przypadają dziesiątki, jeżeli nie setki, grup, które nie miały tyle szczęścia. Moim zdaniem fakt, że o wielu z tych twórców zapomniano jest głęboko niesprawiedliwy – czytamy we wstępie tego przepięknie wydanego wydawnictwa. Autorem książki jest Ra’anan Chelled, a jej tłumaczenia podjął się Jakub Kozłowski z In Rock. On też prowadzi cały, większy projekt pod nazwą „Muzyka z Bocznej Ulicy”. Oto rozmowa z Jakubem Kozłowskim.

O kim można przeczytać w tej wyjątkowej książce?
To w zdecydowanej większości zespoły, które nie odniosły sukcesu komercyjnego, choć mają na koncie świetne albumy. Kilka formacji może być znana fanom w naszym kraju, a to za sprawą Piotra Kaczkowskiego z radiowej Trójki. To osoba, która często takich artystów prezentowała, mając przy tym ogromny wpływ na kształtowanie muzycznych gustów Polaków.

Jaki był klucz przy dobieraniu grup?
Autor publikacji, który na co dzień mieszka w Izraelu, przy wyborze zespołów przyjął perspektywę amerykańską. A ta nie zawsze pokrywała się z tym, co było popularne w Europie, czy Polsce. W książce jest więc na przykład rozdział o grupie Hawkwind. U nas popularnej, a przez Amerykanów traktowanej jako formacja podziemna. To samo dotyczy Budgie. W Polsce ta grupa ma status niemal kultowy, a po drugiej stronie oceanu uważana jest za zespół drugo, a może nawet trzecioligowy, choć doceniany za prezentowane wartości artystyczne.

Skąd pomysł, aby taką książkę wydać?
Sam interesuję się zespołami mniej znanymi i tworzącymi w stylistyce niezbyt popularnej. Do publikacji Ra’anana Chelleda, notabene wydanej własnym sumptem, dotarłem prywatnie, zamawiając ją bezpośrednio u autora. No, a po jej lekturze uznałem, że na naszym rynku wydawniczym istnieje pewna nisza, w którą to wydawnictwo mogłoby się doskonale wpisać. Bo przecież, ile można czytać o Pink Floyd, Led Zeppelin czy Blak Sabbath. Wychodzę zresztą z założenia, że każdy kto zna wymienione zespoły i ich słucha, w pewnym momencie nabiera ochoty na poszperanie trochę głębiej. I być może wtedy chwyci za książkę „Z Bocznej Ulicy”, w której, proszę mi wierzyć, można znaleźć naprawdę mnóstwo rockowych perełek. I nie tylko, ponieważ są tam również przedstawione zespoły grające bluesa, psychodelię, folka czy prog.

Jakub Kozłowski prezentuje książkę

Muzyki trzeba jednak przede wszystkim słuchać…
Lektura tej książki na pewno wiąże się z chęcią poszerzenia własnej kolekcji płyt. Ja mogę tylko podkreślić, że albumy artystów „Z bocznej ulicy” należy kupować na własną odpowiedzialność, bo będzie się to wiązało z większymi kosztami niż koszt samej książki (śmiech).

Wspomniał Pan o niszy na naszym rynku wydawniczym, ale czy jest ona na tyle duża, by ta książka się sprzedała?
Prawa do niej zakupiliśmy ponad dwa lata temu. Mniej więcej wtedy też postanowiliśmy założyć odrębny serwis pod nazwą „Muzyka z bocznej ulicy”. Jest on dostępny na Facebooku oraz jako podstrona na profilu In Rocka. I tam również przedstawiamy zespoły naszym zdaniem warte uwagi, a którym z różnych powodów nie udało się zaistnieć. W tym okresie zgromadziliśmy ponad 11 tysięcy followersów, a więc osób żywo zainteresowanych muzyką, którą nie usłyszy się w radio lub też usłyszy przy dużej dozie szczęścia. Twierdzę zatem, że grupa docelowa jest całkiem spora. Poza tym związki między podziemnym i mainstreamowym graniem są dość szerokie i każdy, kto lubi muzykę jako taką i ma nutkę kolekcjonera powinien w tej książce znaleźć coś dla siebie. Może to nie będzie sukces na poziomie kilkudziesięciu tysięcy sprzedanych egzemplarzy, ale też nie o to nam w tym przypadku chodzi.

???
Wydawnictwo In Rock jest wydawnictwem komercyjnym, co znaczy, że musimy zarabiać na książkach. Mamy też jednak pasję do muzyki i ta książka jest wyrazem tej pasji, która chcemy się podzielić się nią z innymi. Liczymy jednak na to, że nakład się sprzeda, a wówczas będzie można pomyśleć o kolejnej publikacji o podobnej tematyce.

Za książką i serwisem ma pójść też gazeta. Jest na to szansa?
Koszty związane z pojawieniem się nowego wydawnictwa prasowego na rynku są bardzo duże i sami nie jesteśmy w stanie ich udźwignąć. Dlatego rozpoczęliśmy zbiórkę pieniędzy, aby ruszyć z tym projektem. Jeżeli zgromadzimy fundusze na pierwszy numer, to na pewno on się ukaże. W przypadku gazety nie chcemy jednak ograniczać się tylko do konkretnego gatunku muzyki. Muzyka z bocznej ulicy tworzy się przecież także tu i teraz. I nie chodzi mi wcale o bardzo popularnego obecnie retro rocka. Jest choćby scena stoner rockowa, w ramach której powstają genialne albumy, a artyści z nią związani nie mają swojego miejsca na rynku. Podobnie ma się z ekstremalnym metalem.

A co z polską muzyką?
Jesteśmy nią jak najbardziej zainteresowani. Ale też opamiętajmy, że w latach, które są opisane w książce rynek rockowy w naszym kraju był niewielki i większość grup istniejących wtedy grup zaistniała rynku, mając swoje pięć minut. Co najwyżej jest obecnie zapomniana. W przypadku polskich zespołów mamy też inny problem. Nasi artyści często byli zbyt mocno zapatrzeni we wzorce płynące z zachodu i wiele płyt jest mocno wtórnych.

Rozmawiał Tomasz Sikorski