– Kocham bieganie i mogę o nim mówić godzinami. W bieganiu się spełniam i realizuję – zapewnia Jolanta Witczak z Lusowa, zwyciężczyni biegu „Władca Pierścienia” w rywalizacji kobiet.

„Władca Pierścienia” to bieg na dystansie 168 km. To cztery maratony! Jak się do takiego wysiłku przygotować?
W moim przypadku wielkich przygotowań nie było. Na co dzień biegam maratony. W tym roku pokonałam ich już dziesięć, a w sumie mam ich na koncie nieco ponad sto. W ubiegłym roku, jako pierwsza kobieta w Wielkopolsce przebiegłam Spartathlon, na trasie Ateny – Sparta. To dystans 246 km, który trzeba pokonać w 36 godzin, a to bardzo wymagający limit. Startuje tam zaledwie 400 zawodników z całego świata i ukończenie tego biegu jest wielkim wyzwaniem. Nie ukrywam, że dla mnie to była impreza życia.

„Władca Pierścienia” też był biegiem wyjątkowym?
Dla mnie tak, ponieważ przebiegał przez Lusowo, gdzie mieszkam. A skoro trasa wiodła przez moją miejscowość i moją gminę – Tarnowo Podgórne, to jak mogłam w tej imprezie nie wystartować?

Trasa była trudna?
Wiodła po pętli rowerowej wokół powiatu poznańskiego, ale długimi odcinkami wiodła przez wymagające dla biegacza tereny. Najtrudniej było chyba na otwartym terenie, gdzie mocno dawał się nam we znaki wiatr. Ogólnie nie był to łatwy bieg.

Musieliście też biec w nocy?
Ja to bardzo lubię. Wtedy biegnę nawet szybciej niż w dzień. Wiele w tym przypadku zależy od oznakowania trasy, bo w ciemnościach łatwo się zgubić. Trochę to przypomina bieg na orientację. Mnie było łatwiej, bo na trasie towarzyszyli mi siostra i syn, jadący na rowerach.

W nocy, w lesie czy na polu, można spotkać różne niespodzianki?
Było stado dzików, trochę sarenek i zająców. Ale to tylko dodatkowa atrakcja. Ja jestem zresztą pod wrażeniem trasy. W wielu miejscach powiatu poznańskiego, choć jestem jego mieszkanką, pojawiłam się pierwszy raz w życiu i byłam zauroczona widokami.

Czym dla Pani jest bieganie?
Ja to kocham i mogę o nich mówić godzinami. W bieganiu się spełniam i realizuję. Im dłuższy bieg, tym radość z jego ukończenia jest większa.

Zawsze Pani biegała?
Trochę w szkole, ale były to raczej krótkie dystanse. Pierwszy maraton przebiegłam w 2009 roku. Teraz mam 52 lata. Na co dzień mieszkam w Lusowie i pracuję w drogerii. To praca fizyczna. Podobnie jak ta w domu, gdzie zawsze jest coś do zrobienia. Czasu na treningi za wiele nie mam. Wychodzę jednak z założenia, że wszystko można zrobić i osiągnąć. Trzeba tylko chcieć. Oczywiście ultra maratony nie są dla każdego. Jest też jednak wiele biegów na krótszym dystansie, w których każdy może wystartować.

A jak już Pani trenuje, to gdzie?
Najczęściej, razem ze swoimi dwoma pieskami biegam po leśnych terenach. Mój foksterier często startuje ze mną w zawodach. I także potrafi przebiec maraton.

Jak długo trzeba się regenerować po takim biegu jak „Władca Pierścienia”?
Różnie z tym bywa. Czasami ciężko wrócić do normalności, a czasami dzień po przebiegnięciu ultra maratonu idę trenować. W maju czeka mnie start w wielkopolskim Ultra Gwint Cross na dystansie 161 km. Tam zresztą zaczęło się moje ultra bieganie. W lipcu chcę też wystartować w Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich w Lądku-Zdrój. To najdłuższy bieg w Polsce, w którym trzeba pokonać 240 km. Ale tak jak wspomniałam, im dystans jest dłuższy, tym radość z jego pokonania jest większa. To jest prawdziwe szczęście!

Rozmawiał Tomasz Sikorski