– Dorosły czytelnik może się sugerować opinią krytyka czy przeczytaną recenzją. Dzieci to kompletnie nie interesuje. Albo im się coś podoba, albo nie – mówi Weronika Kurosz, której bajka pt. „Faro ze Słonecznej Zatoki” właśnie ukazała się na rynku.

Co jest trudniejsze, napisanie książki czy spotkania autorskie z dziećmi, takie jak choćby to w Bibliotece Publicznej w Tarnowie Podgórnym?
Jedno i drugie jest bardzo przyjemne. Kiedy piszę, to cieszę się ciszą i swoimi pomysłami. Spotkania natomiast pokazują, że to co robię, ma sens. Można oczywiście coś sobie wymyślić, spisać to, a potem zamknąć się w domu. Znacznie lepiej jest jednak wyjść do dzieci i na własnej skórze przekonać się, jak one reagują na moją twórczość. Zatem zarówno pisanie, jak i spotkania z małymi czytelnikami są czystą przyjemnością. Znacznie trudniejsze jest znalezienie na jedno i drugie wolnego czasu

Nie powie mi Pani jednak, że zainteresowanie pierwszoklasistów książką, nawet najbardziej ciekawą, jest czymś łatwym.
Dlatego stawiam na aktywność. Nie chcę, żeby takie spotkanie przypominało wykład. Oczywiście, w jego trakcie staram się przekazać pewne treści, ale też wiem, że dziecko musi być aktywne. Takie zajęcia trzeba odpowiednio przygotować. Tak by dzieci mogły w nich uczestniczyć, a nie być tylko słuchaczami.

Dlatego przyjeżdża Pani z aktorem?
Aktor jest rozbiciem pewnego szkolnego układu, w którym dzieci zazwyczaj otoczone są kobietami. Dla nich to coś nowego. Aktor ma też określone możliwości głosowe. To pokazuje maluchom, że lekturę można odpowiednio zinterpretować, że czytanie na głos nie musi być nudnym odklepywaniem tekstu. Ich skupienie jest wtedy większe. Nie ukrywam, że bez wsparcia aktora mój wysiłek i stres są większe.

Często pojawia się Pani na takich spotkaniach w bibliotekach?
Nie jest to mój sposób na życie, ponieważ na co dzień pracuję zawodowo. Co za tym idzie, mam ograniczony czas. W powiecie poznańskim takich spotkań jest jednak całkiem sporo. Dla mnie, jako autora książek, są one bardzo miłe.

Panuje opinia, że pisanie książek dla dzieci jest znacznie trudniejsze niż tworzenie dla dorosłych. Zgadza się Pani z tą opinią?
Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ… piszę tylko dla dzieci. Jedno i drugie niesie ze sobą pewne trudności. Dzieci na pewno nie da się oszukać. Dorosły czytelnik może się sugerować opinią krytyka czy przeczytaną recenzją. Dzieci to kompletnie nie interesuje. Albo im się coś podoba, albo nie. Jeśli nie, to odkładają książkę w kąt. W takiej książce musi być zatem akcja i humor. Trzeba takiego malucha czymś zainteresować i zaciekawić.

Na spotkaniu w Tarnowie Podgórnym powiedziała Pani, że przy pisaniu książki najważniejszy jest pomysł. Kiedy zatem narodził się pomysł bajki, w której głównym bohaterem jest flaming?
Dokładnie w momencie, w którym urodziła się moja córka. Poza tym flaming kojarzy się z kolorem różowym, a ten przypisany jest małym dziewczynkom. Ten nietypowy ptak funkcjonuje też w kulturze hiszpańskojęzycznej, a ja studiowałam filologię hiszpańską. Samo słowo flaming oznacza płomień. Te ptaki zafascynowały mnie jako grupa, ponieważ prezentują cechy typowo ludzkie. Urzekło mnie to, że flamingi nie są w stanie przeżyć same. Wtedy zaczęłam przekładać to na historię o ludziach.

Faro będzie miał dalsze przygody?
Trudno w tej chwili to przewidzieć. Tak jak wspomniałam, zależy mi na tym, aby na przykładzie egzotycznych zwierząt przedstawiać dzieciom cechy kojarzące się z ludźmi. Może więc poszukam innego bohatera. Mógłby nim być na przykład leniwiec.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Fotorelacja ze spotkania autorskiego w bibliotece w Tarnowie Podgórnym