– Moim marzeniem jest, aby w Polsce powstał serial na wzór „Wikingów”, ale opowiadający o czasach Mieszka I lub Bolesława Chrobrego – mówi Bartosz Styszyński, komes Grodu Pobiedziska.

Gród Pobiedziska stał się perełką powiatu poznańskiego. Co turyści mogą u Was zobaczyć?
Atrakcji jest wiele. Tą największą jest wystawa machin oblężniczych w naturalnej skali. Co istotne, zdecydowana większość z nich działa. Można więc sobie pojeździć m.in. na głowie tarana. Największym zainteresowaniem i estymą wśród dużych i małych gości Grodu cieszy się gigantyczny trebusz. Jesteśmy jedynym miejscem na świecie, gdzie turyści mogą z niego strzelić. Oczywiście pod naszą kontrolą.

Macie też swoją drużynę wojów?
Nie, ponieważ nie chcemy na nowo wymyślać koła. W regionie jest dużo takich grup, jak choćby Chmurnicy czy Kruki i my te grupy zapraszamy do siebie. A sami skupiamy się na tym, co robimy najlepiej, czyli budowie wspomnianych machin oblężniczych oraz organizowaniu animacji dla dzieci. Naszą misją jest próba oderwania młodzieży od komputerów i nauczenia ich szacunku do historii oraz zdrowego, co chciałbym podkreślić, patriotyzmu.

A Pana tym patriotyzmem i miłością do historii kto zaraził?
Skończyłem studia ekonomiczne, które z historią mają niewiele wspólnego. Historia, zwłaszcza konfliktów militarnych, zawsze była jednak moim konikiem. A patriotyzmu nauczono mnie przede wszystkim w domu. Dziadek walczył w Armii Krajowej i został nawet uhonorowany odznaczeniem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za ratowanie Żydów podczas wojny. Pradziadek we wrześniu 1939 roku także walczył w Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii. To spuścizna, wobec której nie można było przejść obojętnie. Teraz takie patriotyczne tradycje staram się przekazywać swoim dzieciom.

Obecnie ogromną popularnością cieszą się seriale historyczne, także te nawiązujące do wczesnego średniowiecza, jak choćby „Wikingowie”. Ich sukces wpływa na zainteresowanie Grodu Pobiedziska?
Dzięki tego typu filmom na pewno mamy trochę łatwiejszą pracę. Taki serial jak „Wikingowie” powoduje bowiem, że więcej ludzi zaczyna się interesować danym okresem w historii. To film zrobiony w przystępny sposób, który z pewnością może zainteresować i wciągnąć widza. Tak naprawdę jednak, od początku do końca jest to fantasy, mające niewiele wspólnego z tym, co się wówczas działo. Mówię to jako rekonstruktor oraz osoba interesująca się historią oraz archeologią. Zdaję sobie jednak sprawę, że statystyczny Kowalski nie ma prawa dostrzegać niuansów, które dostrzegam ja. Moim marzeniem jest, żeby w Polsce powstał serial na wzór „Wikingów”, ale traktujący o czasach Mieszka I czy też Bolesława Chrobrego. Film o naszych wojnach i o naszych wojach.

Ma Pan na myśli jakiś konkretny okres z historii?
W tym roku mija dokładnie tysiąc lat od podpisania słynnego pokoju w Budziszynie, który kończył długą wojnę między Bolesławem Chrobrym i cesarzem Henrykiem. To był pierwszy konflikt polsko-niemiecki na tak dużą skalę. Konflikt, który zakończył się pełnym triumfem naszego władcy. W trakcie tej wojny było tyle zwrotów akcji, bitew, oblężeń, wojny podjazdowej, spisków, a nawet zamachów na życie Bolesława, że na podstawie tych wydarzeń można byłoby napisać kapitalny scenariusz serialu, który biłby na głowę ten o „Wikingach”.

Obawiam się, że to niemożliwe…
Niestety, w naszym kraju filmy historyczne są niedofinansowane, ze słabymi efektami. Do tego bardzo często są poprawne politycznie. A takie obrazy nie są w stanie się obronić. Martwi mnie też to, że w Polsce promujemy tylko bohaterskie klęski, a nie chwalimy się zwycięstwami. A przecież w naszej tysiącletniej historii większość wojen i bitew wygraliśmy.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Bartosz Styszyński, komes Grodu Pobiedziska z małym wojem